Tradycyjnie wszystko zaczyna się od diody LED, nie mogłem sobie tego odmówić. Typowy przykład z podłączaniem czerwonej LED do GPIO 5 przez rezystor 220-omowy (ogranicza prąd, co zabezpiecza diodę przed skróceniem żywotności). Zauważyłem, że zanim uniwersalna aplikacja wgra się na mikrokomputer i zostanie ustawiony przez nią stan pinu (dostęp do GPIO zapewnia IoT Extension SDK), dioda troszkę się tli (jakby stan nieokreślony?). Jak aplikacja ustawi stan wysoki dioda świeci się dość jasno, przy niskim gaśnie zupełnie. Przy starcie aplikacja włącza diodę, potem możemy ją wyłączać/włączać za pomocą przycisku na ekranie i podpiętej myszki. Podpinanie kolorowych kabelków może kojarzyć się z rozbrajaniem bomby, nie wolno się pomylić, bo przy nieprawidłowym podłączeniu (skutkującego np. podaniem zbyt wysokiego napięcia czy zwarciem) możemy uszkodzić mikrokomputer. Poza tym na czas wszelkich manipulacji przy GPIO obowiązkowo wyłączamy zasilanie w Raspberry Pi (do działającej “maliny” można natomiast podłączać urządzenia USB).
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz